Wypracowanie na temat „ Historia mojej rodziny”
Wiszniowska średnia szkoła.
Nauczyciel Halina Sobolewska
Ten,
kto nie pamięta swojej przyszłości,
osądzony
na to, żeby przeżyć go ponowmie.
Santajana
Historia deportacji mojego
dziadka.
Do deportacji mój dziadek,
Jan Bagiński, z pochodzenia był Polakiem, mieszkał razem ze swoją rodziną na
Ukrainie, w Klementalu ( rejon Baranowski ) Na Ukrainie mieli gospodarstwo o
powierzchni około 1 ha. Pradziadek dorabiał na utrzymanie rodziny, jako woźnica
woził drzewo, piasek, kamienie do budowy drogi. Obok domu dziadka był niewielki
sad ( 20 drzew owocowych – jabłonie, śliwy, grusze.) Dom był drewniany, ładny,
ciepły. Była jedna obora, stodoła oraz mały chlew.
W 1936 roku, pod koniec
maja, wieczorem przyjechali dwaj wojskowi i oznajmili pradziadka, że jako osoba
polskiej narodowości z przyczyn politycznych będzie przesiedlony razem ze swoją
rodziną z Ukrainy. Nikt nie powiedział dokąd, tylko mówili, że tam wszystko
rośnie i jest ciepło. Miał jeden tydzień na spakowanie się. Kazali zabierać
cały dobytek z domu ( meble, ubranie, żywność, zwierzęta ). Ale nie byli w
stanie wszystko zabrać.Wzięli tylko najpotrzebniejsze rzeczy, to co mogli ze
sobą unieść: naczynia, garnki, kufer z odzieżą, trochę żywności, modlitewniki,
obrazy religijne.
2 czerwca 1936 roku na
Zielone święta opuścili swój
dobytek, sad, pole, dom na Ukrainie, zostawiając go w idealnym porządku –
obielony, udekorowany zielonymy gałązkami.
Wywozili dziadka z jego
rodziną i dużo innych ludzi, polskiego pochodzenia, z Ukrainy w wagonach
towarowych, po 7-8 rodzin w każdym wagonie. Powieźli w nieznane strony. Wagony
były podzielone na dwie grupy – przeznaczone dla ludzi i bydła. Pociąg rzadko się
zatrzymywał. Postoje były krótkie, około 30 minut. Zazwyczaj stawał w lesie
blisko rzeki, by można było napoić i nakarmić bydło, przygotować dla siebie
herbatę. Dzieci w czasie postoju zajmowali się zbieraniem drewna, by móc
zagotować wodę i rwały trawę dla bydła. Czasami ludzie z okolicznych wiosek
przyniosili im jedzienie. W wagonach było ciemno, ciasno, a wieczorami chłodno.
Dzieci spały na górnych półkach, dorośli na dolnych. W wagonach nie było
ubikacji i wody do mycia. Na szczęście mało ludzi chorowało w drodze.
15 czerwca wszyscy
przyjechali na stację Tajńcza ( Północno – Kazachstański obwód,
Krasnoarmiejski rejon ). Pociąg zatrzymał się. Nikt nie pomagał wychodzić z
wagonów. Każdy sam zabierał swój przywieziony dobytek. Potem podjechały
samochody. Każdy zaladował swój dobytek i powieźli w goły step, gdzie stała
tabliczka z nr. 6. Krowy i konie biegły osobno do wyznaczonego punktu.W kilku
wybudowanych już domkach umieścili rodziny wielodzietne i z małymi dziećmi.
Reszta nocowała w stepie pod gołym niebem. Zaczęli budować ziemianki. Budowali
ją z samanu – cegły zrobionej z gliny z domieszką siana. Z takiej samej cegły
postawili piec. Z rozkazu komendanta budowali takie ziemianki i innym
zesłańcom.
W 1936 roku nie uprawiali
stepu, na którym rosła wysoka trawa kwitnąca na biało – kowyl. Jesień była
wczesna, a zima mroźna, ciężka i długa. Silne mrozy, szalejące burany i brak
opalu sprawiały, że wśród deportowanych bardzo często pojawiało się widmo
śmierci z zimna. W obliczu tego zagrożenia zdesperowane matki, aby ogrzać swoje
dzieci i ugotować im coś ciepłego, kradły deski, którymi były przykryte mogiły
kazachskie. W nocy wychodziły w step, by znaleźć badyle wystające spod śniegu.
W tym czasie zmarło dużo dzieci. Z rodziny Stanisława Bagińskiego ( ojca mojego
dziadka) pod koniec lata zmarło czworo dzieci. Rodzina dziadka Jana składała
się z 10 osób ( tata, mamę i 8 dzieci). W czasie huraganu od domu do studni
ludzie chodzili po sznurkach. Ziemianki były zasypane śniegiem, nie można było
wyjść z nich – z daleka było widać tylko ich kominy . Sąsiedzi odkopywali.
Ziemiankę ogrzewali sianem i zawsze tam było chłodno. Zimą sufity ziemianek
pokrywała warstwa szronu, zwisały sople, ludzie spali w ubraniach. Dziadek
opowiadał, że ubrania zimowe, przywiezione z Ukrainy, były niewystarczające –
odzież nie była dostosowana do surowego klimatu Kazachstanu, nie mówiąc o jej
przydatności do pracy.Zimą niezbędne okazywały się takie elementy ubrania,
których Polacy nie tylko nie mieli, ale w ogóle nie znali, jak np. „walonki”.
Mrozy w 1936 roku dochodziły -50 stopni C. Zimą zawsze brakowało jedzenia.
Już w 1938 roku był wszędzie
urodzaj. W każdym punkcie były ustawione komendatury. Komendant i jego
pomocnicy sprawdzali, czy nikt nie uciekł na Ukrainę. Paszporty wszystkich były
zabrane jeszcze w domu na Ukrainie. Zdarzały się przypadki, że ludzie uciekali,
lecz po jakimś czasie byli łapani i z powrotem przywiezieni. Na początku ludzie
dużo płakali, lecz powrócić już nie mogli. Co miesiąc mieszkańcy osady chodzili
„ na otmietki” i podpisywali się dla podtwierdzenia, że stąd nikt nigdzie nie
odłączył.
Młodzież spotykała się w
przechowalni warzyw i bawiła się tam. Kobiety chodziły pracować w pole, które
znajdowało się 10 km od wsi. Dziadek był skierowany do przymusowej pracy –
uprawiał ziemię. Bardzo ciężkim dla przesiedleńców był okres wojenny. Mężczyzn
nie było, zabrali do wojska, zostali tylko kobiety z dziećmi i starzy ludzie.
Panował czas głodu. Na dni pracy dawano ludziom trochę chleba i mleka.
Wszystko było wywiezione zgodnie z hasłem „ Wszystko dla wojny, wszystko dla
zwycięstwa”. Wiosną ludzie zbierali na polach pozostałe kłoski, szukali ziarna
w stepach słomy przennej.
Radości w ich życiu było
nie dużo. Przetrwać i żyć dalej pomagała im młodość i na pewno przepiękne
polskie piosenki, obyczaje...
Zielona
gilaneta, biała lilia
Niech
was błogosławi Panna Maryja.
Dzisiaj
pan młody bardzo wesoły,
Bo
jego rodzina stoi wokoło.
Dziś
dla panny młodej serce się kraje,
Że
jej matka z grobu nie wstaje...
Komendatura w ogóle nie
liczyła się z tradycjami i świętami Polaków.
święta religijne rodzina dziadka zachowywała w swoim domu tak, jak na
Ukrainie, tylko w skryciu (zasłaniano okna, zamykano drzwi ). 1957 roku
przyjechał ksiądz Kuczyński do wioski, która miała nazwę Wiszniowka. Ksiądz
dawał śluby, udzielał chrztu, spowiadał ( wszystko w ukryciu). Później ks.
Kuczyńskiego aresztowali i wywieźli stąd. Babcia mówiła, że dziadku pomagała
przetrwać młodość, wiara w lepszą przyszłość, nadzieja że kiedyś zostanie przyjęty
przez Polskię. Ale tego nie zdarzyło się, bo mój dziadek dawno umarł
tragicznie. Lecz pamięć o nim zawsze będzie w naszych sercach.
Оставьте свой комментарий
Авторизуйтесь, чтобы задавать вопросы.